Filip Krzemień

Pisarz

Filip Krzemień

Witam. Jeśli chcesz zakupić książkę, napisz.

9:19

messenger_opener

Dwie moje najgrubsze książki

66 twarzy lucjana (wersja w miękkiej oprawie) + Jestem treścią za 69 PLN

- 66 twarzy lucjana (wersja w twardej oprawie) + Jestem treścią za 85 PLN

Cena zawiera przesyłkę POCZTĄ. Do paczkomatu należy doliczyć 10 PLN

JESTEM TREŚCIĄ

PREMIERA 2023

To książka, której się nie czyta – nią się dostaje po ryju. 

 I to nie raz, nie dwa, tylko raz za razem, jakby autor bawił się w trening psychiczny: ile jeszcze wytrzymasz, czytelniku, zanim odłożysz tę cegłę i wrócisz do swojej bezpiecznej, ciepłej wiary w „dobrego człowieka Jezusa”?

Już pierwsze zdanie – Szekspir o pustym piekle – ustawia ton:

Piekło nie jest pod ziemią, piekło jest tu, a wszystkie diabły chodzą w koloratkach, garniturach i uśmiechach rodziców lajkujących zdjęcie z martwą rybą.

Prolog – prawdziwy manifest – wjeżdża jak rozbujany pociąg: Jezus nie jako prorok, tylko pasożyt i narcyz, który wymyślił sobie demony, żeby mieć alibi na darmowe żarcie i wino. Dalej kolejne rozdziały – egzorcyzmy, psychiatra kontra czarownik, biblijne absurdy, Hiob jako ofiara Pawłowa-boga, problem „szatana”, którego w zasadzie nie ma, ale którego potrzebuje instytucja, by trzymać nas w strachu.

Każda część to kolejny demontaż: najpierw religii, potem codziennych nawyków, a w końcu samego człowieczeństwa.

To nie jest ateizm w stylu „Bóg nie istnieje, więc cieszmy się wolnością”.

Książka gra ostrzej: Jezus nie jest etycznym mistrzem – jest próżnym czarownikiem, tchórzem, który wymyślił sobie wrogów (demony) żeby walczyć z niczym.

Religia nie walczy ze złem – jest złem, które sprytnie udaje swojego własnego przeciwnika.

Egzorcyzmy to nie folklor, tylko realna, systemowa przemoc wobec dzieci, wciąż praktykowana w XXI wieku.

Codzienność – zdjęcie z rybą na Facebooku to przemoc. Tak prosta, że aż boli, że nikt tego nie widzi. To nie jest książka, która tylko wali w krzyż i biblię – ona wali w nas wszystkich.

Styl to jazda bez trzymanki – gwałtowny, nieokiełznany, pełen pasji i gniewu, a zarazem uderzająco przenikliwy.

To język, który nie udaje neutralności, nie sili się na profesorski dystans, tylko rzuca się czytelnikowi do gardła. Autor nie waha się być obrazoburczy, ironiczny, brutalny – ale nigdy dla samego efektu. Jego ostrość jest narzędziem, które ma wyrwać z letargu, zmusić do myślenia tam, gdzie zwykle płyniemy na autopilocie. Ten styl ma w sobie coś z pamfletu, coś z filozoficznej tyrady, a coś z poetyckiego oskarżenia. Jest prowokacyjny, ale też głęboko szczery – bije z niego nie chęć szokowania, lecz rozpaczliwa potrzeba obnażania fałszu i bezmyślności.

Jestem treścią nie jest dla mas.

To nie jest książka dla tych, co szukają potwierdzenia własnych poglądów. To jest książka dla tych, co mają odwagę zostać rozbici, zgnieceni i poskładani na nowo. Jeżeli ją przeczytasz i nic się w tobie nie zmieni – jesteś trupem, tylko jeszcze o tym nie wiesz.

66 TWARZY LUCJANA

PREMIERA 2025

Jeśli Jestem treścią było literackim młotem rozbijającym dogmaty i nasze przyzwyczajenia, to 66 twarzy Lucjana jest czymś jeszcze bardziej przewrotnym:

wielkim lustrem, w którym odbija się bóg, diabeł i cały człowiek – a czytelnik widzi przede wszystkim siebie.

Książka od pierwszych stron deklaruje, że nie zamierza nikogo głaskać.

To satyra w czystej postaci, bez kompromisów, bez taryfy ulgowej. Utwór zderza nas z rozmowami, które mogłyby być komiczne, gdyby nie fakt, że tak doskonale obnażają fundamenty naszego myślenia.

Tutaj bóg jest aroganckim partaczem, który wciąż coś psuje, a Lucjan –

jego ironiczny kontrapunkt – nieustannie przypomina, że niewiedza nie jest argumentem, a święte frazesy to tylko przykrywka dla chaosu i przemocy. To nie jest jednak prosta kpina z religii. 66 twarzy Lucjana to wielopoziomowa opowieść o irracjonalizmie jako chorobie cywilizacji.

Książka prowadzi nas przez kolejne sceny –

od kosmicznych sporów o wszechmoc, po Eden w wersji science fiction – pokazując, jak bardzo absurdalne są nasze wyobrażenia, kiedy próbujemy zamienić niewiedzę w dogmat.

Humor jest tu czarny, ostry, momentami obsceniczny – ale właśnie dlatego trafia celnie, bo nie pozwala uciec w bezpieczny dystans.

Lucjan jawi się jako głos nowego typu człowieka –

nie proroka, nie boga, ale świadka i analityka, który odrzuca infantylne bajki na rzecz logiki i etyki wynikającej z wiedzy, nie z zabobonu. Jego irytacja i cierpka ironia są w gruncie rzeczy wołaniem o odpowiedzialność: za własne myślenie, za własne wybory, za własną cywilizację.

Książka nie tylko obśmiewa –

ona zmusza do konfrontacji. Pokazuje, że religijne mity są jak źle napisane science fiction: pełne dziur, sprzeczności i groteskowych rozwiązań. A my wciąż traktujemy je poważniej niż realną wiedzę i fakty.

Czytelnik, który sięgnie po 66 twarzy Lucjana,

dostaje więc nie tylko satyrę, ale i filozoficzny traktat w przebraniu komedii. To dzieło, które bawi, prowokuje i zawstydza – czasem w jednym akapicie. I właśnie dlatego działa tak mocno.

Media